Osobowość wieloraka w wydaniu Halle Berry nie bardzo mnie przekonała i co gorsza - nie wzruszyła. Film jest całkiem niezły i ogląda się bez uczucia znudzenia, jednak nie budzi tak wielkich emocji jak chociażby "Sybill" 1976, czy "Trzy oblicza Ewy" z 1957, które również poruszają temat zaburzenia dysocjacyjnego osobowości.
Stellan Skarsgård jak zwykle sprawdził się dobrze, lecz w filmie zabrakło tego czegoś, co złapie za samo epicentrum duszy i spowoduje wewnętrze naprężenie. Po obejrzeniu "Sybill" z 1976 byłam dosłownie wstrząśnięta i doszczętnie zdruzgotana krzywdą głównej bohaterki, po seansie "Frankie & Alice" bez cienia zadumy powróciłam do porządku dziennego.